Hanna Boguta-Marchel
Zakład Literatury Amerykańskiej
Instytut Anglistyki
Uniwersytet Warszawski
Rzeczywista i wirtualna tożsamość Cormaca McCarthy’ego: studium przypadku
Niewiele wiadomo o Cormacu McCarthym. W czymś, co przez wiele lat określano mianem jedynego pełnoprawnego wywiadu, jakiego kiedykolwiek udzielił McCarthy (nawet jeśli nie był to wywiad per se, lecz po prostu esej składający się z luźnych wrażeń i przemyśleń dziennikarza, któremu udało się zaprosić Cormaca na lunch), Richard B. Woodward opisywał go jako „pustelniczego autora, który być może jest najlepszym nieznanym powieściopisarzem w Ameryce”. I chociaż obecne okoliczności różnią się odrobinę od tych z 1992 roku — w końcu McCarthy otrzymał Nagrodę Pulitzera w dziedzinie literatury w 2006 roku, a bracia Coen niedawno nakręcili hollywoodzką adaptację jego powieści z 2005 roku, To nie jest kraj dla starych ludzi — to wciąż fakty, których możemy być pewni odnośnie jego osoby, są naprawdę nieliczne.
Naprawdę wiemy tyle, że urodził się 20 lipca 1933 roku w Rhode Island, a jego rodzina (rodzice, dwóch braci i trzy siostry) przeprowadziła się do Knoxville w Tennessee, kiedy Cormac miał cztery lata. Wiemy też, że studiował sztuki wyzwolone na Uniwersytecie Tennessee, lecz nigdy ich nie ukończył, ze względu na przystąpienie w 1953 roku do sił powietrznych Stanów Zjednoczonych, gdzie służył cztery lata. Od tego momentu jego życie to pasmo nietrwałych związków (żenił się trzy razy) i niestałych prac (nigdy nie miał stałego zatrudnienia i zarabiał na życie wykonując różne rodzaje dorywczej pracy fizycznej). W 1976 roku przeprowadził się do El Paso w Teksasie, a pod koniec lat 90. do Santa Fe w Nowym Meksyku, gdzie mieszka do dziś. Od stworzenia Strażnika sadu w 1965 McCarthy napisał dziesięć powieści, dwie nieukończone sztuki i jeden scenariusz. Przez cały ten czas żył praktycznie na skraju ubóstwa, odrzucając wszelkie oferty wygłaszania wykładów na temat swojego pisarstwa, reklamowania świeżo opublikowanej powieści lub przeprowadzenia kursu kreatywnego pisania. Jak przyznają jego poprzednie żony, mieszkał w stodołach, gospodarstwach chlewnych i wynajętych pokojach w tanich motelach, samemu strzygąc włosy, jedząc posiłki z przenośnej płyty grzewczej lub w kafeteriach i robiąc pranie w pralniach samoobsługowych. Tym samym cała posiadana przez nas wiedza odnośnie osoby Cormaca McCarthy’ego — jego poglądy, opinie i doświadczenia — to zaledwie zbieranina skrawków wiadomości z drugiej ręki, pochodzących z różnych źródeł, nieraz niezbyt wiarygodnych.
Mimo to, kiedy McCarthy otrzymał Nagrodę Pulitzera w dziedzinie literatury za swoją ostatnią powieść, Drogę (2006), przyjął zaproszenie — ku wielkiemu zdumieniu czytelników — Oprah Winfrey, by udzielić jej telewizyjnego wywiadu. Jak relacjonował z wyraźną ironią „Esquire”: „Cormac McCarthy — prozatorski poeta apokalipsy, kowboj słowa o tak śmiałym minimalizmie, że apostrofy czmychają w przerażeniu z jego stron, człowiek, przy którego powściągliwości Salinger i Pynchon wyglądają jak Paris i Nicole — wpadł na pogawędkę do papieżycy Oprah I.” Podczas gdy publika oczekiwała na starcie „blasku z mrokiem”, dziennikarze próbowali przewidzieć, jak przebiegnie rozmowa pomiędzy skrajnie odludnym pustelnikiem a szeroko rozreklamowaną osobistością. Jedna z najzabawniejszych wizji nadchodzącego wywiadu pojawiła się w internetowym wydaniu „New York Magazine”:
Kobieta usiadła prosto. Spojrzała mężczyźnie w oczy.
Pańska powieść dobitnie pokazuje trwałe dziedzictwo jakie przemoc jest w stanie pozostawić w ludziach będących jej świadkami, powiedziała. Jaka jest pańska wizja tego, jak my jako naród możemy przezwyciężyć naszą tragiczną przeszłość?
Mężczyzna spojrzał w dal, gdzie drzewa pochylały się pod siłą pustynnego wiatru.
Nie ma czegoś takiego jak życie bez rozlewu krwi, rzekł. Moim zdaniem idea, że gatunki można w pewien sposób udoskonalić, tak że wszyscy będą żyć w harmonii, jest szczególnie niebezpieczna. Chorzy na ten pomysł są pierwszymi, którzy poświęcą swoje dusze, swoją wolność. Takie pragnienia zniewolą cię i uczynią życie bezsensownym.
Kobieta pokiwała głową. Cormac, powiedziała. Twoja powieść jest wzruszającą opowieścią o miłości ojca do syna. Opowiedz mi o swoim ojcu, o związku jaki was łączył.
Mężczyzna spojrzał w dal, gdzie dziecięca papierowa zabawka trzepotała poprzez równinę. Grzechotniki pustynne mają neurotoksyczną truciznę, prawie jak kobry, rzekł. To interesujące zobaczyć w naturze zwierzę będące w stanie cię ukatrupić.
Mówił przyciszonym głosem. Został rozgrzeszony na zawsze z pamięci o jakiejkolwiek żywej istocie.
Wywiad istotnie był zaskoczeniem, a mimo to McCarthy, bez względu na zdenerwowanie, jakie musiał czuć będąc w telewizji po raz pierwszy w życiu, zupełnie swobodnie odpowiadał na szczegółowe pytania Oprah drążące jego pełne tajemnic życie. Jak później przyznawali komentatorzy: „McCarthy nie był tak gnomicznie apokaliptyczny, jakim sądziliśmy, że się okaże. Rozciągnięty niedbale w obitym grubo fotelu, zdawał się być jak miły staruszek, dzielnie próbujący odpowiadać na bezmyślne pytania podsuwane przez rozentuzjazmowaną kobietę siedzącą naprzeciwko.” Chociaż zapytania Oprah Winfrey były rozczarowująco wtórne i płytkie („Skąd się wziął pomysł na powieść?”, „Czy pisze pan metodycznie, według jakiegoś planu?”), McCarthy potraktował je poważnie i odpowiadał z rozmysłem i uwagą. Ale oprócz wiadomości, że ma ośmioletniego syna, któremu zadedykował Drogę, nie odkrywamy nic nowego na temat „najlepszego nieznanego powieściopisarza w Ameryce”. Wywiad Oprah, uznany za słaby i zmarnowany, przeszedł praktycznie bez echa w szerszym świecie, podczas gdy sam McCarthy przyznał, że nie ma nic przeciwko temu, że obecnie miliony ludzi czytają jego książki, lecz z drugiej strony, szczerze mówiąc, niewiele go to obchodzi. „Każdy chciałby, żeby ludzie ceniący jego książki również je czytali, ale kiedy liczba czytelników jest wielka, to co z tego?, przyznał. „OK, nie ma w tym nic złego.”
Oto prawdziwy Cormac McCarthy — ascetyczny i powściągliwy, przesadnie skromny i zdystansowany. Jednocześnie możemy zaryzykować stwierdzenie, że oprócz tego „prawdziwego” McCarthy’ego, istnieje też pisarz wirtualny — którego tożsamość zdefiniowali w sieci jego czytelnicy, fani oraz zwyczajni entuzjaści blogów. Co ciekawe, nie każdy jest świadom, że Cormac realny i Cormac wirtualny to nie jedna i ta sama osoba. Jeden z czytelników McCarthy’ego wyczuł niezgodność i przyznał, że był „zaskoczony, że pan McCarthy na samym początku umieścił nawet forum na swojej stronie [cormacmccarthy.com]”, na co guru cormakiański, Rich Wallach, szybko i rzeczowo odparł:
To nie jest strona pana McCarthy’ego. Otworzyło ją Stowarzyszenie Cormaca McCarthy’ego, z którym pisarz nie ma żadnego oficjalnego powiązania. Do twojej wiadomości: strona narodziła się jako grupa naukowa trzynaście lat temu, lecz rosnąca popularność pana McCarthy’ego poskutkowała poszerzeniem pola zainteresowania. W każdym razie Stowarzyszenie od 1993 roku sponsoruje coroczne konferencje naukowe zarówno w USA, jak i Europie, na temat dzieł pana McCarthy’ego i powiązanych dziedzin. Wiele książek krytycznoliterackich (jeśli nie wszystkie) o McCarthym będących obecnie w druku skompilowano z artykułów przedstawionych pierwotnie na tych konferencjach.
Cormacmccarthy.com, „oficjalna strona internetowa stowarzyszenia Cormaca McCarthy’ego”, istotnie jest bardzo dopracowaną, systematycznie aktualizowaną stroną, z linkami do dzieł McCarthy’ego i jego biografii, do wyczerpujących list zasobów dotyczących jego książek, takich jak dokładna bibliografia, recenzje, artykuły i hiszpańskie tłumaczenia fragmentów jego powieści, jak również do pisma poświeconego Cormacowi McCarthy’emu, stowarzyszenia, księgarni i forum. To ostatnie, którego gości wychwalał Dwight Garner jako „bystrzejszych i zdecydowanie bardziej wyluzowanych niż [fani] jakiegokolwiek żyjącego pisarza”, stanowią liczne wątki dotyczące tematów związanych nie tylko z powieściami McCarthy’ego (wiele z nich to dyskusje na wysoce akademickim poziomie), lecz również z tym, co dzieje się w świecie mediów i show-businessu, a co w pewien sposób dotyczy dzieł pisarza lub jego osoby. Użytkownicy dzielą się przydatnymi linkami, wymieniają zawiłymi spostrzeżeniami i rozważają najdrobniejsze szczegóły cech powieści.
Oprócz dość uczonego forum na cormacmccarthy.com, istnieją liczne inne, mniej poważne lub wyraźnie luźniejsze blogi związane z nazwiskiem McCarthy’ego. Cormac, z pewnością zaliczający się do tych „wirtualnych”, pojawia się jako oficjalny użytkownik na profilu myspace.com. I znowu, wielu blogerów myli go z prawdziwymi pisarzem (mimo że u dołu strony jest niewielka notka stwierdzająca: „UWAGA: Prawdziwy Cormac McCarthy nie zarządza tym profilem ani na niego nie zagląda. Konto to istnieje tylko w celach promocji i informowania fanów na bieżąco o nowinach ze świata McCarthy’ego.”), podczas gdy inni szczerze wątpią w to, czy za jego sieciowym profilem kryje się jakakolwiek namacalna rzeczywistość. Mimo to, sceptycyzm ten nie zniechęca ich przed głębokimi pod względem emocjonalnym wynurzeniami, takimi jak te:
Chciałbym, żebyś był prawdziwy. Jesteś moim ulubionym literackim odludkiem. Oczywiście za wyjątkiem Emily Dickinson.
Tak bardzo kocham książki Cormaca McCarthy’ego. Chciałabym, żeby ten, kto zaprosił mnie do znajomych, naprawdę był nim. Chybabym zwariowała.
Panie McCarthy, Pańskie książki są zbyt bolesne, żeby je czytać, ale wciąż do nich wracam. Myślał Pan, żebym po rozdarciu emocjonalnym po Miastach na równinach przeszła do Drogi. Błąd. Dziękuję Panu za Pańskie książki. Jest Pan naprawdę największym żyjącym pisarzem Ameryki. Chociaż trudno mi sobie wyobrazić, że Cormac McCarthy odwiedza moją stronę Myspace…
Hej! Gdyby tylko prawdziwy Cormac chiał być moim kumplem… heh.
Czy jest w ogóle możliwe, że ta „podwójność”, istnienie w świecie sieci niby całkowicie niezależny konstrukt, bez skrępowania osobą McCarthy’ego z krwi i kości, ma jakikolwiek wpływ na pisanie przez niego powieści? Oczywiście trudno, nie mówiąc już o tym, że niebezpiecznie i naiwnie, jest przedstawiać takie domysły, tym bardziej, że istnieje zasadniczo wysokie prawdopodobieństwo, że McCarthy jest całkowicie nieświadom złożonego istnienia swego wirtualnego bliźniaka. Z drugiej strony wydaje się wątpliwe, żeby ani trochę nie interesował się swoimi czytelnikami; bo w takim razie w jakim celu starałby się o publikacje swoich dzieł?
Czytelnicy beletrystyki McCarthy’ego najbardziej aktywni w dzieleniu się pomysłami, wątpliwościami oraz przypuszczeniami zarówno o książkach, jak i ich autorze, są z pewnością zależni w dużej mierze od technologii, a sieć jest ich głównym sposobem komunikacji i źródłem informacji. Z drugiej strony McCarthy rzekomo unika nawet komputera, preferując pisanie powieści na standardowej maszynie do pisania. Jedną z cech charakterystycznych fabuł jego książek jest praktycznie całkowita nieobecność jakiejkolwiek technologii. Bohaterowie McCarthy’ego, niezależnie od tego, czy akcja dzieje się w dziewiętnastym dwudziestym, czy dwudziestym pierwszym wieku, nie używają telefonów, nie słuchają radia, nie oglądają telewizji, nie piorą ubrań w pralkach, nie prasują koszul ani nie odkurzają dywanów. Najnowocześniejszy sprzęt, jakiego używają, to kuchenki gazowe, pistolety i ciężarówki pick-up. Ten całkowity brak zaawansowanej technologii oczywiście najbardziej rzuca się w oczy w ostatniej powieści McCarthy’ego, Drodze, opowiadającej wyjątkowo wzruszającą historię ojca i syna, mozolnie przemierzających spustoszony kraj w rozpaczliwym poszukiwaniu jedzenia, ciepła i ludzi, którzy będą widzieć w nich coś więcej niż kawałki jadalnego mięsa. W Drodze wszystko jest wypalone, zimne, szare i bezkształtne. Od czasu do czasu wyludniona ziemia, codziennie pokrywana świeżą warstwą pyłu, drży. Mdłym niebem, pozbawionym słońca, księżyca i gwiazd, wstrząsa od czasu do czasu nagły błysk pioruna. Nie otrzymujemy informacji, co właściwie się stało, dlaczego nadszedł taki globalny kataklizm, lecz z fragmentarycznych wspomnień mężczyzny możemy wywnioskować, że była to katastrofa spowodowana ręką ludzką:
Zegary stanęły o 1.17. Długie nożyce światła a potem seria wstrząsów. Podniósł się i podszedł do okna. Co to?, spytała. Nie odpowiedział. Ruszył do łazienki i nacisnął włącznik światła, ale prądu już nie było. Matowy różowy poblask za szybami.
Maski z puszek i kombinezony ochronne noszone przez brodatych „złych ludzi”, tak samo jak szarawy śnieg i ciemna, zanieczyszczona woda wypełniająca wgłębienia w ziemi, mogą oznaczać uderzenie pocisku nuklearnego — czyli katastrofę spowodowaną właśnie przez skutki ludzkiego rozwoju technologicznego.
Technologia, obecna w powieściach McCarthy’ego wyłącznie dzięki rzucającej się w oczy jej nieobecności, bez wątpienia nie jest pomocą, która upraszcza i ułatwia ludziom życie, ani też znakiem ludzkiego postępu czy udoskonalenia. Jest raczej głównym zagrożeniem i śmiertelnym wrogiem, nie tylko dlatego, że jest obca i dana z zewnątrz, ale właśnie dlatego, że jest stworzona przez nas samych. Podobnie jak wcześniejsze powieści McCarthy’ego, Droga również daje świadectwo o samodestrukcyjnym potencjale ludzkości, tendencji do czynienia ze słabszych jednostek kozłów ofiarnych i ich poświęcania oraz skłonności do ulegania najmroczniejszym popędom oraz impulsom. Wymowne jest to, że ostatnia książka Cormaca wykorzystuje okoliczności katastrofy technologicznej, podkreślając tym samym paradoksalne starcie z coraz bardziej „ztechnologizowaną” rzeczywistością wirtualną jego czytelników, wirtualnie komunikujących się i oklaskujących wirtualnego McCarthy’ego.
Tłumaczenie
Mateusz Kopacz
“The Actual and Virtual Identity of Cormac McCarthy: A Case Study.” Grzegorz Kość and Krzysztof Majer, eds. Tools of Their Tools: Communications Technologies and American Cultural Practice. Cambridge Scholars Publishing, 2009.