• News
  • Biografia
  • Książki
  • Fragmenty
  • Recenzje
  • Artykuły
  • Sztuki i scenariusze
  • Filmy
  • Galeria
  • Audiobooki
  • Wywiady
  • Audycje
  • Cytaty

polska strona autora


  • Wydania zagraniczne
  • Ciekawostki
  • Prace
  • Soundtracki
  • DVD
  • Facebook
  • Linki
  • Forum
  • Księga gości
  • Redakcja
  • Kontakt
  • Konkursy
  • Archiwum newsów

Książki











licznik odwiedzin:
Liczniki

Recenzja jest częścią dłuższego wpisu na bardzo ciekawym blogu autora

[...]Jeszcze nie wygasła we mnie hosanna po kontakcie z genialnym „Krwawym południkiem”, a już mam nowy powód do westchnięć i osadzania krzyżyków przy tych partiach tekstu, które tną mi mózg i na kawałeczki kroją serce. Zresztą – sprawdźcie sami, jak pięknie pisze ten człowiek.

„W ubiegłych latach nieraz odwiedzał to miejsce, ale nigdy nocą. Przychodził każdej zimy i wycinał cedr, który miał służyć za wieniec i okrycie; żywicznie urzęsione gałązki zieleniły się aż do późnej wiosny, zanim poraził je skwar, a nawet wtedy zachowywały kształt, jakby odtworzono je w matowej miedzi. Trzeba było całego roku zmiennej pogody, żeby utrzeć z nich aromatyczną próchnicę, ta zaś rozpuszczała się potem w nagromadzonej w zbiorniku deszczówce, nadając jej garbniczy odcień mocnego trunku, ciemny jak blenda uranowa, którym – jak wyobrażał sobie starzec – dawno już zabarwiły się leżące w basenie zrobaczywiałe kości. Śledził te zjawiska, był bowiem obserwatorem pór roku oraz ich dzieł.”

„Strażnik sadu” to gorzka opowieść o amerykańskim zadupiu, skraju dziczy, rejonie szmuglerów, bandytów, złodziei i typów z piekła rodem. To narracja o ludziach wyjętych spod kurateli cywilizacji, funkcjonujących z dala od norm i wskazań generowanych przez kapitalistyczne metropolie. Tennessee, pierwszej dekady dwudziestego wieku. Ostatnie lata stanu pierwotnego, gdy stosunki między żywymi istotami regulowała jeszcze nie jurysdykcja państwowa, czy prawo kościelne, ale biologia, instynkt, wola przetrwania, przymus reprodukcji, żądza fizycznej odpłaty. Osnuty mgłami i wonią pędzonej na lewo gorzały świat, w którym człowiek nie jest panem stworzenia, a jedynie składową atawistycznego uniwersum. Jego ani mniej, ani też bardziej ważną częścią. Pierścieniem w łańcuchu pokarmowym. Natura rządzi ludźmi. Natura i fatum, ta niezidentyfikowana wpływowa moc, która plącze ścieżki bliźnich, robi z nich zajadłych oponentów, tymczasowych sojuszników, mścicieli, kozłów ofiarnych, triumfatorów, nieszczęśników odpowiadających za nie swoje przewiny.

Tradycyjnie obsadę u McCarthy’ego tworzy płeć męska. W rolach głównych – starzec, łebski przemytnik w średnim wieku i dzieciak. Dzięki takiemu doborowi głównych bohaterów, McCarthy pokazuje nam początek, pełnię i zamknięcie życia. Prowadzi nas po szczeblach egzystencji i ośw­etla to, co w niej istotne i najbardziej ważące. Na naszych oczach wzrastają nadzieje, powstają śmiałe projekty, odbywają się ich realizacje, a wcześniejsze zaniechania i wybory okazują się katastrofalnymi w skutkach błędami. Całą trójkę spaja nie tylko czas i miejsce, ale i mroczna tajem­nica, której ośrodkiem są zwłoki gnijące w gigantycznej kadzi, pośród zapuszczonego brzoskwiniowego sadu. McCarthy zorganizował tak misterną i kruchą sieć zależności, uczuć i czynów, w której tkwią jego protagoniści, że nikczemnością i głupotą z mojej strony byłoby dalsze wywlekanie sedna utworu. Dodam jedynie, że „Strażnik sadu” to po faulknerowsku rozpisana znakomita rzecz o zbrodni, która niczym choroba genetyczna dotyka kolejne pokolenia i nawet nie ujawniona wpływa na tych, co dostaną się w pole jej niszczycielskiej emanacji.

Przy innych autorach można sobie pozwolić na chwile pyszałkowatych wahań i niecierpliwe kląskania w obliczu dylematu: przeczytać go teraz czy może później? Cormaca McCarthy’ego należy brać, czytać, wracać do pierwszej strony i czytać znowu.

Łukasz Najder
Źródło

Podziel się |

© Cormac McCarthy

info@cormacmccarthy.pl