Zło jest częścią życia
W chwili, gdy zabierałem się za tę książkę, będąc niecały rok po lekturze Drogi oraz To nie jest kraj dla starych ludzi, wiedziałem że będę miał do czynienia z czymś niezwykłym. Nie zawiodłem się, bo chociaż mająca już 36 lat powieść McCarthy'ego nie jest pisana językiem, który urzekał mnie w najnowszych dziełach pisarza, to jednak jest lekturą aktualną, piękną i nade wszystko poetycką
Historia Lestera Ballarda wciąga i działa jak magnes na cząstkę duszy, która chce się dowiedzieć jak skończyło się życie nikczemnika, mordercy i nekrofila. Jak prawdopodobnie skończyłoby się życie każdego z nas, gdybyśmy znaleźli się w tej samej sytuacji, co tytułowe "dziecię boże".
Każdy jest dzieckiem Boga, nawet gdy morduje, kłamie, gwałci zwłoki i nienawidzi. Ludzie, którzy tego nie robią, są zdolni do podobnych okrucieństw, jednak mają siłę, tradycję, wolę lub zasady, które pomagają im trzymać to wszystko w ryzach. Hamulce wewnętrzne, moralność, poprawność i wiele innych synonimów, które każdy może dopasować do swojego charakteru. Jednak wszystkie te słowa idą w niepamięć, gdy człowiek znajduje się w podobnej sytuacji, co Ballard. Zwłaszcza, gdy do problemów z dzieciństwa dołożone są upokorzenia i samotność.
Ultra poprawni politycznie amerykanie, którzy żyli w zgodzie i utopijnej (a tym samym pozornej) wspólnocie i przyjaźni, podczas pamiętnej powodzi spowodowanej huraganem Catherine w Nowym Orleanie, potrafili zamienić się w zwykłych szabrowników, gwałcicieli i morderców, po to by zdobyć coś, co przed tragedią było dla nich nieosiągalne.
McCarthy pokazuje w swej twórczości, że zło jest immanentną częścią życia, a jakiekolwiek próby udoskonalania społeczeństwa, wprowadzania coraz bardziej absurdalnych praw, dzięki którym nawet największa głupota jest tolerowana, sprawia, że koło się zamyka, a nawet więcej - zacieśnia.
Jednak McCarthy nie jest tyranem, który mówi, że złych należy zabijać i nic w nich nie zmieniać. On tylko żąda zrozumienia, współczucia i godności. Nawet dla Lestera Ballarda, który według prawa, powinien natychmiast zostać skazany na krzesło elektryczne. Opis życia bohatera jest niczym innym, jak udowodnieniem nam, że człowiek jest niedoskonały i pomimo spoczywających w nim pokładów dobra, nie zawsze musi ono wygrać. W usta bohaterów pobocznych, pisarz wkłada słowa, sugerujące, że od wieków jesteśmy tacy sami, a zmieniła się tylko otoczka i środowisko. Mamy pachnące łazienki, wspaniałe narzędzia, ciepłe domy z automatycznymi piecami, szklarenki z własnymi warzywami...ale nadal jesteśmy obrzydliwi, kłamiemy, gwałcimy, a gdy nadarzy się okazja - zabijamy i bierzemy to, co nie jest nasze.
McCarthy'ego nie czyta się łatwo. Jest pisarzem, który używa zarówno języka surowego i prostego, jak i poetyckich zaśpiewów, które wspaniale pobudzają wyobraźnię. Opisy lasów, górskich ścieżek, a przede wszystkim ciemnych jaskiń, w których mieszkał Ballard, nasycone są słowami, jakich nie doświadczymy u żadnego innego pisarza. McCarthy opisując jedną z grot sprawił, że poczułem się jak wewnątrz wielkiego organizmu. Poczułem zapach ociekających wodą skał, starych kości, zimnych ścian i guana nietoperzy. Dotknąłem przezroczystych ryb i białych raków pływających w czarnych, podziemnych jeziorach. I przede wszystkim poczułem, że zrozumiałem Lestera Ballarda.
Nie wiem o czym jest ta książka tak naprawdę. Tak jak w przypadku pozostałych dzieł tego pisarza, zapewne nie dowiem się tego nigdy, albo zrozumienie przyjdzie kiedyś samo. Teraz mogę się tylko domyślać głównego przesłania książek Amerykanina. Ważne jest jednak to, że za każdym razem, gdy czytam zdania spłodzone przez niego, pozostawiają we mnie trwały ślad i czuję, że mnie zmieniają. Może dzięki temu, gdy znajdę się w podobnej sytuacji co Ballard, stanę kiedyś naprzeciwko siebie i zaakceptuję to, co nieuniknione.
Piotr Mikołajczak