Samotność kowboja
Sodoma i Gomora (1998) to ostatnia część Trylogii Pogranicza Cormaca McCarthy’ego, spinająca w całość dwie wcześniejsze powieści cyklu: Rącze konie (1992) i Przeprawę (1994). Bohaterem Rączych koni jest szesnastoletni John Grady Cole, który po rozwodzie rodziców wyrusza z Teksasu do Meksyku, gdzie zatrudnia się na dużym ranczu. Nawiązuje romans z córką właściciela, co – jak można przypuszczać – zakończy się wymuszonym rozstaniem kochanków. Następnie zalicza pobyt w meksykańskim więzieniu, wreszcie wraca do Teksasu, odzyskawszy konie, które mu odebrano, gdy trafił za kratki. Z kolei w Przeprawie główną rolę odgrywa również szesnastoletni Billy Parham; poszedłszy tropem wilczycy, nękającej okoliczne stada, i schwytawszy zwierzę, spędza kilka miesięcy na odludnym, górzystym meksykańskim pograniczu. Po powrocie do domu dowiaduje się, że jego rodzice zostali zamordowani przez koniokradów, prawdopodobnie Indian. Wraz z ocalałym młodszym bratem wraca do Meksyku tropem morderców, jednak wiedziony nie tyle pragnieniem zemsty, ile potrzebą odnalezienia skradzionych koni. Między Rączymi końmi i Przeprawą nie ma bezpośrednich związków fabularnych, ale podobieństwo wątków nie budzi cienia wątpliwości: obie książki to narracje o dojrzewaniu, uwarunkowanym przez doświadczenie straty i wykorzenienia, a symbolicznemu przejściu do męskości towarzyszy faktyczne przekroczenie granicy z Meksykiem, jawiącym się jako zgoła inny świat. W tym innym świecie, w swoistych okolicznościach społecznych i geograficznych, niekiedy ekstremalnych, kształtuje się i hartuje męskość amerykańskiego bohatera. Za południową granicą John Grady i Billy uczą się sztuki przetrwania i jednocześnie – wyjęci poza ramy farmerskich społeczności, w jakich dorastali – oswajają ze stanem ustawicznego wyobcowania. Nieprzypadkowo zakończenia obu powieści współbrzmią ze sobą: powrót bohatera do domu, którego już nie ma, zapowiada dalszą wędrówkę.
John Grady Cole i Billy Parham powracają jako główne postacie Sodomy i Gomory. Gdy rozgrywa się akcja powieści, osadzona jakiś czas po drugiej wojnie światowej, pierwszy ma lat dziewiętnaście, a drugi dobija trzydziestki. Pracują na ranczu położonym niedaleko El Paso w Teksasie. Główny wątek książki dotyczy małżeńskich planów Johna Grady’ego i wynikających stąd komplikacji, które prowadzą do tragicznej śmierci trojga osób. Młodzieniec zakochuje się w szesnastoletniej meksykańskiej prostytutce, przy tym epileptyczce, poznanej w jednym z burdeli miasta Juarez. Chociaż inni kowboje zapatrują się na jego zamiary nader sceptycznie, żaden nie próbuje odwieść go od niefortunnej decyzji. John Grady szykuje dom dla siebie i swojej wybranki, gruntownie remontując ruderę, którą wyprosił u pracodawcy. Jednak na jego drodze staje Eduardo, opiekun dziewczyny, któremu, jak twierdzą niektórzy, nie jest ona obojętna. Billy pośredniczy między swoim przyjacielem i Meksykaninem, ale jego pomoc nie zdaje się na wiele. Toteż John Grady aranżuje ucieczkę dziewczyny, tymczasem Eduardo, przewidziawszy jego ruchy, zastawia na nią śmiertelną pułapkę. Konfrontacja mężczyzn jest nieunikniona.
O ile słynny Krwawy południk Cormaca McCarthy’ego (1985) wpisuje się westernowy nurt spod znaku rewizjonizmu historycznego, o tyle Trylogia Pogranicza – w dużej mierze za sprawą Sodomy i Gomory, która zamykając cykl decyduje o jego ostatecznym sensie – to western melancholijny, acz daleki od sentymentalizmu. Znajomy świat Johna Grady’ego i Billy’ego przemija, a oni, mimo wciąż młodego wieku, przemijają wraz z nim, mając mgliste widoki na przyszłość, na którą nie potrafią się przygotować. Ten świat wydawał się opierać zmianom, a jednak zmieniał się niepostrzeżenie do momentu, gdy wyraźnie objawiła się zapowiedź jego definitywnego kresu. Otóż teren rancza McGoverna ma zostać przejęty przez amerykańską armię, reprezentującą rzecz jasna cywilizację technologiczną. Z drugiej strony kowboje widzą wokół siebie znaki zamierzchłej przeszłości, zaklętej w niemożliwych do odczytania naskalnych hieroglifach. Między odległą przeszłością i napierającą przyszłością trwa czas, do którego należą Billy i John Grady. Ten czas kurczy się, tak jak wcześniej zmalała życiowa przestrzeń bohaterów. W Przeprawie i Rączych koniach eksplorowali rozległe obszary południowo-zachodnich Stanów i północnego Meksyku, często mając słońce za jedyny punkt orientacyjny. Natomiast w Sodomie i Gomorze przemieszczają się w orbicie El Paso i Juarez, a możliwości, jakie stwarzają te dwa miasta, wyczerpują potrzeby kowbojów. Notabene owe miasta upadłe urastają do rangi symbolu wieloznacznych społecznych i historycznych zależności między sąsiednimi narodami. Czasoprzestrzeń Sodomy i Gomory została tak skonstruowana, by podkreślać nieuchronność zdarzeń. Tragedia Johna Grady’ego ma doniosłą wymowę właśnie dlatego, że świadomie czy nie próbuje on przeciwstawić się temu, co nieuchronne.
Ciekawie wygląda różnica między głównymi bohaterami Sodomy i Gomory w świetle literackiej konwencji. W pewnym sensie John Grady to postać z pogranicza dwóch gatunków – westernu i melodramatu, szkopuł w tym, że z reguły nie łączą się one ze sobą gładko, a wręcz na różne sposoby wzajemnie unieważniają. Wszak bohater westernu z kobietą u boku – nie mówimy tu oczywiście o typie farmera – akceptujący konieczność stałego osiedlenia, traci ważkie, wyróżniające go cechy, jak quasi-nomadyzm, nie może szafować własnym życiem, więc traci heroiczny status; słowem wyrzeka się rzeczy, które uczyniły zeń rozpoznawalny i frapujący narracyjny byt. Kowboj może marzyć o żonie, domu i farmie, ale zgodnie z logiką gatunku nie powinien takich marzeń urzeczywistniać. Wątek romansowy w Sodomie i Gomorze to poniekąd powtórzenie podobnego epizodu z Rączych koni, lecz w diametralnie innej scenerii społecznej: dziedziczkę zastąpiła prostytutka, a hacjendę burdel. Tym niemniej dziedziczka i prostytutka mają coś wspólnego: dla Johna Grady’ego obie są dostępne jako kochanki, ale nieosiągalne jako żony. McCarthy, jak zwykle w swoich powieściach, nie wnika w motywację bohatera, ale można się domyślać, że John Grady jakoś dojmująco odczuwa niespełnienie w relacjach z kobietami i ten rodzaj emocjonalnego braku potęguje jego romantyczne skłonności. O swojej nieżyjącej ukochanej mówi zdaniami jakby wyjętymi z tanich romansideł: że ona była dla niego wszystkim, ze on dla niej chciał zrobić wszystko. Takie słowa w ustach kowboja zaskakują, zgoła brzmią nienaturalnie. Toteż zemsta za śmierć dziewczyny to okoliczność pozwalająca Johnowi Grady’emu na nowo po męsku się uwiarygodnić. W istocie pojedynek, w którym zabija mordercę, a sam odnosi śmiertelne rany, to kulminacja ze wszech miar właściwa zarówno dla westernu, jak dla historii miłosnej; czyli jednak western i melodramat można pogodzić pod warunkiem, że uśmierci się bohatera.
Relacje z kobietami przydają Johnowi Grady’emu pewną genderową właściwość, której nie ma Billy. W gruncie rzeczy on nie może takowej posiadać, ponieważ jest kreowany na mitycznego męskiego bohatera. W porównaniu z Johnem Gradym, Billy o wiele pełniej uosabia archetyp wędrowca, co pokazują dwie pierwsze powieści Trylogii Pogranicza. Bohater Rączych koni, z własnej woli lub wbrew niej, osiada w miejscach: na hacjendzie, w więzieniu, natomiast bohater Przeprawy omalże cały czas znajduje się w ruchu. Pierwszy jedzie do Meksyku, bo nic nie trzyma go w rodzinnych stronach, chociaż żyje jego matka, przynajmniej symbolicznie wiążąc go z miejscem, skąd wyruszył w świat. Drugi przekracza południową granicę, chcąc zmierzyć się z tajemnicą, której metaforą jest wilczyca. Śmierć rodziców oznacza w życiu Billy’ego nowy etap, dramatyczne i ostateczne uwolnienie od zaszłości. W Sodomie i Gomorze widzimy go jako człowieka, który sumiennie wykonuje powierzoną mu pracę, ale nie przyzwyczaja się do farm, gdzie znalazł zatrudnienie, do innych odnosi się z szacunkiem, ale bez wylewności, poświęca się dla ludzi, ale się do nich nie przywiązuje, z wyjątkiem Johna Grady’ego. Zatem śmierć przyjaciela niesie dlań bolesne memento o nakazie samotności. Kluczowy dla zrozumienia archetypowej roli Billy’ego Parhama jest epilog ostatniej części trylogii, dziejący się w pierwszych latach nowego milenium. Blisko osiemdziesięcioletni Billy wciąż jest w drodze, nigdzie nie zagrzewa miejsca. Przypomina nieco postać ze słynnego wiersza Roberta Frosta Śmierć najmity – starca przybywającego po latach tułaczki na farmę, gdzie ongiś pracował, by tam umrzeć, tyle że Billy nie ma dokąd wrócić.
W Trylogii Pogranicza kowboj przeżywa swoją samotność na tle szczególnego krajobrazu, wzmagającego poczucie bliskiej obecności tego, co obce, a co wyobraża Meksyk. Ta obcość przyciąga i odpycha, zależnie od okoliczności; co więcej, piękno i ohyda Meksyku wzajemnie się definiują, bo to kraj niewiarygodnych kontrastów. Zwłaszcza dwie wcześniejsze powieści cyklu dają szeroki przegląd meksykańskich charakterów, z jednej strony skończonych łotrów, gwałtownych, sprzedajnych, wyzutych z sumień, a z drugiej ludzi prostych, pomocnych i serdecznych, słowem – dobrych, albo osób oddanych wzniosłym ideom. W Sodomie i Gomorze sprzeczności Meksyku symptomatycznie przejawiają się w zachowaniu prostytutek, które chowają w szafach święte figury. W tej powieści Cormac implikuje pytanie o to, w jakim stopniu kultura meksykańska została ukształtowana przez amerykańskiej fantazje i wyobrażenia o niej. Wydaje się, że w stopniu zasadniczym, co, paradoksalnie, uświadamia nam to Eduardo w osobliwym monologu kierowanym do Johna Grady’ego podczas pojedynku, gdy mówi ze Amerykanie widzą w Meksyku ornament zamiast rzeczywistej pospolitości. Właśnie dążenie do spełnienia amerykańskich fantazji gubi Meksykan, o czym szef burdelu zaświadcza swoim „autorytetem”.
W monologu Eduardo wypowiada znaczące słowa, że Meksyk „pożre... blade imperium”. Być może McCarthy ironicznie nawiązuje tu do masowego napływu do Stanów imigrantów z południa po drugiej wojnie światowej, który to proces trwa nadal. Dośrodkowy ruch migracji podważa całą filozofię ekspansji, zakładającą nie tylko poszerzenie granic, ale też ich późniejsze utrzymanie. Postać nazywana kowbojem, skądinąd nie zawsze słusznie, była mitycznym strażnikiem amerykańskich granic i razem z nimi przeszła do sfery historycznego imaginarium.
Marek Paryż
Tekst pochodzi z miesięcznika Nowe książki (4)2013